W przypadku braku uniesień każda pochwała zaczynała być tykającą bombą pełną toksyny, którą udawało mi się tłumić przez dany okres. Gdyby zebrać ją i nie dopuścić do rozlania, nie byłoby kryzysów, a może nigdy nie dopuściłabym do siebie myśli, jak ważne i cenne jest uczucie ich braku. Cele i strategie, każdy nowy plan jest przerostem formy nad treścią, gdy to wszystko mogłoby być tak proste, tak niezmienne i niechwiejne. Problem zatrzymywania uczuć w trakcie ich trwania, postępowanie zgodnie z sumieniem i jednoczesne zachowanie nie-egoizmu, dawanie więcej, niż się dostaje i nieoczekiwanie niczego w zamian. Przepis tak prosty, zbudowany jedynie z wytrwałości i konsekwencji, bycia silniejszą niż wiatr który… nie przestanie wiać.
Karmienie się negatywami budzi tylko te słabości, które od zawsze były częścią mnie. Najgłębsze lęki, fobie skłaniają tylko do destrukcyjnych zachowań, a sama destrukcja przestaje być tylko autodestrukcją, i w rezultacie niszczę wszystko, co znajduje się wokół- nieważne, czy daje mi to szczęście, czy nie. Działam jak antybiotyk, niszczycielski i – choć zwalcza wiele złego- wyrządza więcej szkód, niszczy to co dobre, pozostawiając mnie jałową i podatną na wszelkie…konsekwencje wyborów.
Bycie złym?
Wielokrotnie brałam pod uwagę wszystkie aspekty bycia złą, jednak podsumowanie zawsze daje mi odpowiedź której nijak nie potrafię rozwikłać. Pragnienie dobrego posuwa mnie do zdarzeń i tworzenia sytuacji, kiedy ani intencja w gruncie rzeczy nie jest dobra, ani efekt.
Chęć zatrzymania przy sobie osób na których mi zależy, daje mi przyzwolenie do bycia „wieczną męczennicą”, gdyż rzadko zdarzało mi się zagryźć wargę i powiedzieć „hej, nic mi nie jest, to się działo tylko w mojej głowie”.
Bycie zawsze na przegranej pozycji dało mi błędne doświadczenie, że jeśli nic mi już nie pozostało, to zgarnę jak najwięcej się da, choćby były to same resztki.
Przejawy nadmiaru myślenia.
To ja zawsze miałam kompleksy.
Nigdy niedoceniona, niewystarczająca, zawsze na szarym końcu mimo powierzchownych pochwał i… potencjału.
Dziś zadaję sobie pytanie, czy kiedyś nadrobię te zmarnowane lata bycia ostatnią, czy zrobię największy postęp i wybiję się na szczyt? Ciągła walka ze sobą. Chcę, ale mam wymówkę. Marzę, ale dzisiaj tego nie dokonam. Mam to w planach, których nigdy nie zrealizuję. Dotąd…
Zawsze było coś ważniejszego. Wydawało mi się, że wciąż mam jeszcze dużo czasu. Dlaczego nigdy nie zrobiłam tego, czego naprawdę chciałam? Dlaczego po prostu nie usiadłam i nie zaczęłam pisać? Czy robienie wszystkiego po najmniejszej linii oporu przyniosło mi kiedykolwiek, jakikolwiek zysk?
Czy chciałabym dzielić życie z osobą taką jak ja? Z czasem przyniosło to tylko straty, a tamte chwile przyjemności nie były warte tych wyrzutów sumienia z dzisiaj. Zbyt dużo myślenia o działaniu, raczej zadowalanie się samą wizją działania, uparte tworzenie na jej podstawie iluzji.
To właśnie jest ten dzień. Dziś postanowiłam walczyć o swoje życie, choć wydają się to tylko puste frazesy, drogą przez ból, śmiejąc się przez łzy i żałując każdego błędu- chcę żyć. Czy nie postanowiłam tego już dawno temu? Postanowiłam. Czy zrobiłam coś od tamtego czasu?
A i owszem.
Michał Anioł swojego losu.
Jestem jak materiał na rzeźbę, siła woli mym rzeźbiarzem. Na początku efekty były największe, z czasem przykładałam się coraz mniej, aż w końcu zrezygnowana brakiem widocznych rezultatów, przestałam pielęgnować samą siebie. Siła woli popadła w rozpacz, gdy nie doceniłam sama siebie ani przez chwilę, gdy nie pogratulowałam tej woli, ciągle dając sobie prawo do odpoczynku.
Moja walka o życie zaczyna się teraz, gdy dostałam na to szansę. Więcej ich nie będzie. Zrobię to, albo zginę. Jest niewiele wyborów, przed którymi nie potrafiłabym nawet stanąć. Niewiele decyzji, których nigdy nie będę umiała podjąć. Marazm jak najpiękniejsza wizja, będzie kusić, dusić, nie odpuści dopóki się nie poddam, a moment kiedy się poddam… będzie nieodwracalną porażką. Jak piękna kochanka, która uwodzi by później zacisnąć dłoń na gardle. By zdradzić. Pokazać swoje prawdziwe oblicze.
Chłód jesieni i poranków jest świeżym powiewem siły i energii, aby wola mogła wstać, otrzepać się z kurzu i wrócić do pracy. Naostrzyć dłuto, zdmuchnąć pył i wykonać najmniejszy ruch pozwalający pójść choć o milimetr na przód.
Przyszłość stała się teraźniejszością. Z każdą sekundą coraz bardziej.