Obcość

W sytuacji, kiedy wątpisz w to, czy zmiana jaka nastąpiła i następuje jest w pełni twoja czy narzucona przez otoczenie, stoisz na cienkim lodzie. Jest to etap długoterminowego powątpiewania, kryzysów, nie-do-wiary, bo choć działasz automatycznie, to jednak charakter i umysł nie pozwalają zapomnieć o wyuczonych systemach działań i myślenia. Jeśli wszystko co zmieniasz, robisz dla siebie – spotykasz się z czystą radością i akceptacją, pomimo trudnych zmian przyjmujesz je z godnością, wiarą w ich słuszność.
Rzeczy połączone ze sobą też nie są do końca dobre, bo stąpasz po linii pochylając się ciągle w przód lub w tył w zależności od miejsca i sytuacji, a także emocji. Są też zmiany, do których nakłonił ciebie ktoś, ale po czasie zauważasz, że wyszło ci to na dobre i jesteś z siebie dumny.

Do tego zmierzamy.

Nikt nie potrzebuje krytyka z zewnątrz, choć może być to dla niektórych motywujące. 
Nikt nie potrzebuje żądania więcej i więcej, bo dobra, efektywna zmiana ma to do siebie, że niesie ze sobą motywację i chęci po więcej. Nie znam osób, które zawsze wiedziały czego chcą. Myślę wręcz, że są oni wyjątkowymi okazami w całej społeczności, wybranie drogi lata temu i konsekwentne nią podążanie.
Jestem jednak skłonna uwierzyć, że bardziej prawdopodobny jest przypadek zmiany celów lub ustawianie ich pod obecną sytuację (oczywiście ciągle się ona zmienia). Nie- planowanie na lata w przyszłość, ale próba odnalezienia się w tym, co oferuje nam życie i niezakładanie niczego na “pewno”.
Więc…od jakiegoś czasu wiem, czego chcę. Nie są to puste frazesy- plany choć elastyczne, sprowadzają się do konkretów- rodzina, dom, pasja, stabilizacja. Wszystko co za tym idzie. Jednak, aby osiągnąć którąkolwiek z tych rzeczy, trzeba zdać sobie sprawę z ich płynności i niepewności, oraz fakt, że nie zmieniając nic mogę nie doświadczyć żadnej z powyższych.
One są osiągalne, realne- ale nie dla osoby, dla której każda zmiana- wobec siebie czy pod presją- jest zmiatająca z powierzchni ziemi.
Śmiem przypuszczać, że to nie potrafi ze sobą współgrać.
Oczywiście terapia w tym pomaga, ale do pewnych rzeczy jeszcze nie dotarłam. Rozwiązałam wiele spraw i choć mogłabym się uśmiechnąć i powiedzieć: tak, zrobiłam to. To wciąż jeszcze więcej jest przede mną. Wydawało mi się, że nie potrafię inaczej żyć.

A przecież już dawno temu zaczęłam.

Życiowy rollercoaster

  Nie są to czyjeś ramy, to odkrywanie siebie zupełnie z innej strony. Historii wad zmian mogłabym sięgać aż do dzieciństwa, ale nie chce już iść tym śladem. Narzucam sobie takie tempo jakim daje radę zmianę wprowadzać, ale najwięcej energii schodzi na rozwiązywaniu pobocznych wątków-  muszę powiedzieć  szczerze- bez tego nie mogłam ruszyć dalej. I choć wydawało mi się, że znalazłam miłość dla której postawiłabym na głowie cały świat, pracę- dla której warto się poświęcić, przyjaciół za którymi skoczyłabym w ogień i te momenty życia w których czuję się naprawdę, zajebiście szczęśliwa; wiem, że nie mogę postawić na tym kropki. Zabawne, jak prędko człowiekowi zaczyna się wydawać, że osiągnął już wszystko i tak zostanie już na zawsze. A potem następuje przewrót. I kolejny, zaraz po nim.
A potem zdarza się coś, dzięki czemu rozpoczynamy coś całkowicie innego, nieznanego i stare plany, choć wydawały się tak pewne, nie mają już znaczenia.
I seria zmian zaraz po tym.

Płynność etapów

  Życie to seria przecinków, a po nich jest jeszcze długa droga- z przerwami na odpoczynek. Każda z nich może być niebezpieczną lawiną, kiedy myślę, że wszystko się właśnie zepsuło- a mimo to czas się nie zatrzymuje, ja się nie zatrzymuję, nawet kiedy stoję teoretycznie w miejscu – myślami, świadomie wciąż pędzę. I nawet teraz, kiedy jestem na tym etapie, czuję, że życie czegoś mnie uczy. Nie da się miłości zastąpić układem. Nie da się żyć emocjami.  Czasami wydaje ci się, że coś rozumiesz a potem mija trochę czasu i zdajesz sobie sprawę z tego, że nie rozumiałeś wtedy nic. To chwila, gdy człowiek dystansuje się do samego siebie i wystawia ocenę.
Wręcz przerażający jest fakt dojrzewania do rozumienia, gdy chciało się mieć to od razu. Być może wtedy, na tyle ile było się gotowym, działo się to. Może to kwestia tej “życiowej mądrości”, jestem szczęśliwa doświadczając jej w bardziej zaawansowanym stopniu, choć często wraz z żalem o tempo. Jednak uczucie rozkwitania w świadomości, bycie inną każdego dnia, zrozumienie i akceptacja tamtych porażek, poczucie budowania “miękkiej poduszki” na przyszłość, gotowość na zmiany- czyni mnie szczęśliwą.
Niezmiennie.

W ostatnim czasie udało mi się poczuć olbrzymi ogrom spokoju, takiego z głębi. Mam wrażenie, że nic nie jest w stanie mnie “naruszyć” w żadnym stopniu, pomimo oczywistego braku olewania życia i wydarzeń. Trochę jak ta dzisiejsza, wrześniowa pogoda- gęste chmury na niebie przysłaniają jakąś radość z dnia, ale wystarczy chwila, gdy poczujesz ciepło jesiennego słońca na twarzy i dalej pójdziesz z uśmiechem. Nostalgicznym, sentymentalnym, ale jednak. Czuję niesamowite szczęście dlatego, że dzisiejszy dzień już nigdy się nie powtórzy.

I ja też już nigdy nie będę taka sama.

Udostępnij:


Share This

Łamiąc Stereotypy

Polub mnie na Facebook i zostań na dłużej!